Julia Zięciak

Historia Mojej Rodziny

Jan Klęczar - protoplasta

Rodzina Mojej mamy: Klęczarowie

Z Osieka pochodzi rodzina ze strony mojej mamy. W żyłach mojej mamy płynie krew z rodów Rusinów, Mrozików, Żmudów i Klęczarów. Miejscowość Osiek, z którym związana jest moja rodzina od pokoleń, ma bardzo ciekawą historię. Pierwsza wzmianka o Osieku pochodzi z 3 marca 1317 roku kiedy to Władysław l, książę oświęcimski, nadał sołectwo w Osieku swemu słudze. W XlV i XV wieku Osiek był własnością Piastów Oświęcimskich. 21 lutego 1457r. Osiek, wraz z 9 wsiami księstwa oświęcimskiego, został sprzedany królowi polskiemu, w ten sposób stał się królewszczyzną. Od ll połowy XV w. Osiek był sprzedawany wielokrotnie, przyłączało do niego coraz więcej ziem, był własnością wielu szlachciców. W czasie rozbiorów Osiek znajdował się pod panowaniem nowo utworzonej prowincji monarchii habsburskiej. W 1784 r. Osiek został własnością barona Karola von Larischa, natomiast w 1884 roku właścicielem wsi został Oskar z Rudna von Rudziński herbu Prus lll. Rudzińscy byli właścicielami Osieka aż do października 1939 r. kiedy to naziści zajęli ich pałac i majątek. Od 28 stycznia do 14 marca 1915r. w Osieku odpoczywały oddziały wojskowe Legionów brygadiera Józefa Piłsudskiego. W listopadzie 1918 r. w Osieku wybuchła epidemia hiszpanki, trwała ona zaledwie 3 miesiące, a śmierć przyniosła ponad połowie mieszkańców Osieka. Jesienią 1919 r. w  Osieku przebywał generał Józef Haller. 2 września 1926 r. do Osieka przyjechał Jego Ekscelencja ks. abp. Adam Stefan Sapieha, natomiast 26 lipca 1929 r. prezydent RP prof. Ignacy Mościcki. W czasie ll wojny światowej w  Osieku stacjonowały oddziały niemieckie. 26 stycznia 1945 r. Osiek został wyzwolony przez żołnierz radzieckich 60. armii l Frontu Ukraińskiego pod dowództwem gen. Armii Iwana Koniewa.
 W latach 1945- 1989 r. w Osieku rządzili komuniści, jednak mieszkańcy nie odczuli ich obecności. Od 1989 r. zaczęła się rozbudowa Osieka, wybudowano m.in. kaplicę cmentarną, halę sportowa, oczyszczalnie ścieków, kompleks rekreacyjno-wypoczynkowy Resort MOLO.

Klęczarowie

„Nazwisko Klęczar jest typowe dla Osieka i nie występuje w okolicznych miejscowościach. Nazwisko prawdopodobnie pochodzi od nazwy niskich sań do transportu drewna- „klęczary”. Pierwsze pisane źródło tego nazwiska pochodzi z roku 1776 z inwentarza majątku osieckiego. Inwentarz ten, sporządzony przez pisarza dworskiego, był podstawą do wyceny majątku, który sprzedawał Franciszek Xawery Branicki na rzecz Barona Karola Larisch’a. W inwentarzu jest spis chłopów pańszczyźnianych i ich powinności wobec dworu. Na 223 chłopów nazwisko Klęczar pojawia się 8 razy, tak wśród kmieci, jak i  komorników czy chałupników.

            Ciekawą rzeczą jest również fakt, że we wspomnianym inwentarzu nazwisko Klęczar, występuje tylko w spisie chłopów w Osieku Górnym.

Jednak rodziny Klęczarów musiały być bardzo prężne i żywotne, gdyż według ksiąg parafialnych już w ll połowie XIX wieku Klęczarów mieszkających w Osieku było 161. Obecnie w Osieku noszących nazwisko Klęczar jest 285 mieszkańców, to druga grupa po Płonkach.

Historię mojego prężnego rodu rozpoczyna Jan Klęczar (1873- 1934), syn Franciszka (1845- 1900), znany jest również ojciec Franciszka, Szczepan Klęczar (1807- 1863). Szczepan Klęczar urodził się jako syn chłopa pańszczyźnianego Kazimierza Klęczara. W spisie chłopów pańszczyźnianych z końca XVIII wieku znalazłam Kazimierza Klęczara. Figuruje on w rejestrze chłopów z Osieka Górnego, w dziale komornicy, czyli w najuboższej grupie. Miał on następujące powinności wobec dworu: jeden dzień pańszczyzny w tygodniu oraz 5 złotych rocznego czynszu. Wróćmy jednak do Jana. Żył 61 lat, wiemy o nim niewiele. Musiał się jednak wyróżniać spośród społeczności wiejskiej, posługiwał się biegle sztuką pisania (co było ówcześnie na wsi rzadkością). Mając 36 lat, został pisarzem gminnym, musiał także znać, choćby w stopniu podstawowym, język niemiecki, gdyż do 1918 roku władze austriackie wiele pism urzędowych redagowały w tym języku. Pełnił równocześnie funkcję kościelnego w kościele parafialnym. Służbę tę po Janie kontynuowali jego synowie- Franciszek jako kościelny oraz Albin jako organista. Jan stanowisko pisarza objął w 1909 roku, gdy wójtem był Maciej Klęczar, natomiast zakończył pracę, gdy wójtem był Jan Kozioł, czyli w roku 1933. Zachowała się księga uchwał Rady Gminy w Osieku, na jej podstawie można powiedzieć, że Jan miał bardzo ładny charakter pisma. Pismo było niezwykle czytelne i lekko pochylone. Z księgi tej można się też dowiedzieć o zarobkach Jana, były one określane w czasie zaborów w złotych reńskich i nie były zbyt duże. Natomiast w latach dwudziestych, w czasie szalejącej w Polsce inflacji, Rada Gminy określiła wynagrodzenie dla sekretarza w kwintalach żyta.

Na pierwszym zdjęciu Zofia Klęczar. Na drugim zdjęciu: Tekla Klęczar z mężem Franciszkiem i dziećmi

Jan Klęczar był dwa razy żonaty. Pierwszą żoną była Helena, z domu Twardowska. Z tego małżeństwa narodziło się dziesięcioro dzieci. Drugą żoną Jana była Elżbieta, z domu Rakoczy (nota bene 25 lat młodsza), z którą miał siedmioro dzieci. Na dzisiejsze standardy to nieprawdopodobne, ale Jan Klęczar miał z dwiema żonami siedemnaścioro dzieci, z czego dziesięcioro założyło rodziny, troje wybrało samotną drogę życiową, a czworo zmarło przedwcześnie w dziecięcym wieku.

Rozpiętość wiekowa pomiędzy najstarszym potomkiem- Zofią (ur. 1901 r.), a najmłodszą Kazimierą (ur. 1932 r.) wynosiła aż 31 lat. Czyli protoplasta Jan, po raz pierwszy został ojcem mając 28 lat, a ostatni raz, kiedy urodziło się siedemnaste dziecko, miał lat 59, przypominam, że zmarł w wieku 61 lat. Z tych siedemnaściorga dzieci do tej pory żyje dwoje: Kazimierz Klęczar (rocznik 1927) i Maria Kramarczyk (rocznik 1930). Każdy z żyjących synów Jana zdobył konkretny zawód- było dwóch stolarzy, krawiec, masarz, organista oraz mistrz zmianowy w ZCHO. Córki natomiast były gospodyniami domowymi.

W trzeciej linii drzewa rodowego po Janie, Helenie i Elżbiecie, ich dzieciach lokują się wnuki Jana, a jest ich trzydzieścioro dziewięcioro ( w tym kobiet 23, mężczyzn 16). Rozpiętość wiekowa kuzynów pierwszej linii wynosi 35 lat. Najstarszy Marian Klęczar (rocznik 1931), syn Tekli i Franciszka, zaś najmłodszy Jan Kramarczyk (rocznik 1966), syn Marii i Kazimierza Kramarczyków

I na koniec kilka ciekawostek:

Żyjącym seniorem rodu jest Maria Kramarczyk (rocznik 1930) córka Jana i  Elżbiety, zaś najmłodszym członkiem rodziny jest żona Kazimierza- Anna (rocznik 1925).

Najczęściej występujące imiona wśród kobiet to Anna, a w dalszej kolejności Agnieszka i Barbara. Wśród mężczyzn to Jan, a w dalszej kolejności Piotr.”*

*zacytowano oraz dokonano poprawek za zgodą autora

Zdjęcie nr 1: Helena i Jan Klęczar. Zdjęcie nr 2. od lewej: Albin Klęczar- organista Franciszek Klęczar- kościelny

Mój prapradziadek- Jan Żmuda, ur. 23 listopada 1876 roku, syn Andrzeja i  Magdaleny, z domu Niemiec, zmarł na wojnie w Albanii, w 1918 roku (zmarł na hiszpankę). Jego żona Agata, z domu Paluch (ur. 23 lipca 1870 roku), córka Andrzeja i Katarzyny, z domu Wasztyl (zmarła w kwietniu 1958 roku). Ich syn Adam Żmuda, jedyny żyjący (ur. 15 stycznia 1901 roku , zm. 30 marca 1957 roku) w roku1937 poślubił Agnieszkę, z domu Klęczar (ur. 9 stycznia 1912 roku, zm. 12 października 1982 roku).I tutaj łączy się historia rodów Klęczarów (o których pisałam wcześniej) i rodziną Żmódów. Z tego małżeństwa narodził się mój dziadek- Andrzej Żmuda (ur. 22 listopada 1942 roku).

Mój dziadek, Andrzej Żmuda, urodził się w czasie wojny. Zapamiętał tylko jeden szczegół z 1945 roku jak uciekali z rodzina do piwnicy z powodu działań wojennych. Z dzieciństwa pamięta jeszcze jeden szczegół jak “rozwalił głowę na ślizgawce”; lekarzy wtedy nie było, opatrunki robiły siostry zakonne.

W 1949 roku mój dziadek poszedł do szkoły powszechnej w Osieku. W  klasie było ich 56 osób; dziadek skończył tylko 7 klas, uczył się bardzo dobrze. Do I Komunii Świętej przystąpił w III klasie. Wszyscy mieli jednakowe stroje: dziewczynki miały długie sukienki, a chłopcy spodnie i marynarskie bluzy. Były już wtedy zdjęcia pamiątkowe i wspólne śniadania w domu parafialnym. Do sakramentu bierzmowania dziadek przystąpił w 1953 roku; sakramentu udzielił ówczesny biskup krakowski Franciszek Jop (późniejszy biskup opolski).

W czasie okupacji rodzice dziadka Andrzeja pracowali w Osieku u właściciela masarni. Pradziadek Adam jeździł końmi, prababcia Agnieszka karmiła i oprzątała krowy, które właściciel miał w stajni, w domu rodziców dziadka. Pradziadkowie nie mieli problemu z jedzeniem, ale wynagrodzenie za pracę było bardzo małe, toteż nie mieli dużo pieniędzy.

Po wojnie rodzina mojego dziadka utrzymywała się z gospodarstwa rolnego o powierzchni 3,5 ha. W roku 1957 zmarł tata mojego dziadka, Adam. Prowadzenie gospodarstwa spadło na barki mamy dziadka, Agnieszki, a  pomagał jej w tym mój dziadek i jego dwie siostry- Zofia i Janina. Mój dziadek jeździł koniem, który był wówczas jedyną siłą transportową i pociągową. Końmi się orało oraz zwoziło zbiory z pola. Ponadto rodzina dziadka chowała na gospodarstwie krowy mleczne, świnie i kury. To było źródłem utrzymania (nie było rent, systemu opieki społecznej).

Tak pracował mój dziadek do czasu pójścia do wojska w 1962 roku (do Ostródy, do 1964 roku). Tam dziadek skończył podoficerską szkołę samochodową i zdobył zawód kierowcy zawodowego. Po skończeniu służby wojskowej podjął pracę w PKS Oświęcim jako kierowca i pomagał swojej mamie w prowadzeniu gospodarstwa.

W roku 1968 dziadek poznał swoją przyszłą żonę- Irenę z d. Rusin, z którą 26 kwietnia 1969 roku zawarł związek małżeński. Z tego małżeństwa urodziło się pięcioro dzieci: Barbarę (moją mamę), Marię, Małgorzatę, Michała i Agnieszkę. Po zawarciu związku małżeńskiego dziadek przeprowadził się do babci, która prowadziła dwuhektarowe gospodarstwo. Po ślubie dziadek dalej pracował w PKS-ie już jako mechanik oraz pomagał prowadzić gospodarstwo swoim teściom.

Oprócz pięciorga dzieci dziadek z babcią doczekali się dwanaściorga wnucząt: Gabrieli, Joanny, Julii, Antoniego, Karola, Jakuba, Kamila, Wojciecha, Anny, Mateusza, Kingi i Mileny.

Zofia Klęczar

Agnieszka Klęczar z bratem Antonim

Moja babcia Irena z domu Rusin (ur.08 lipca 1950 roku) urodziła się jako czwarte dziecko Bronisława Rusina i Franciszki z domu Mrozik. W wieku 3,5 lat babcia została adoptowana przez brata swojego taty- Edwarda i jego żonę Anielę, ponieważ nie mogli, a bardzo chcieli, mieć dzieci. „Nowi” rodzice zabrali babcię do Klisina, wsi znajdującej się koło miasta Głogówek w województwie opolskim.

Mimo, że pradziadek Edward pochodził z Osieka, a prababcia Aniela z  Żabnicy (miejscowość niedaleko Żywca i Węgierskiej Górki ), mieszkali oni w  Klisinie, ponieważ tam, podczas Il wojny światowej, zostali zesłani na roboty. Po wojnie wrócili do swoich rodzinnych wsi, ale nie na długo. Po krótkim czasie wrócili do Klisina, gdzie wzięli ślub i dostali nieduży dom, ze stodołą (gdzie swojego czasu prababcia chowała kozy), oraz kawałek pola.

Babcia Irena do Klisina przyjechała w 1953 roku. Tutaj również poszła do szkoły i przystąpiła do l Komunii Świętej. „Na zachodzie”(tak nazywano Ziemie Odzyskane) gdzie babcia ukończyła 4 klasy szkoły podstawowej. W 1961 roku pradziadkowie przeprowadzili się do Osieka, gdzie babcia kontynuowała naukę. Babcia szkołę skończyła w 1964 roku. Po skończeniu nauki szkolnej, babcia, przez półtora roku uczęszczała na prywatny kurs szycia. W tamtych czasach takie prywatne kursy były zabronione, dlatego babcia sporo ryzykowała, ale na szczęście władze nie dowiedziały się o tym i babcia nie miała z tego powodu żadnych kłopotów.

Dzień mojej babci, jako dziecka, wyglądał następująco: rano pobudka, śniadanie i wyjście do szkoły, powrót do domu w porze obiadowej, po obiedzie w okresie od wiosny do jesieni pasanie krów (krowy pasało się najczęściej na miedzach czyli fragmentach pól porośniętych trawą stanowiących granicę pomiędzy poszczególnymi „stajaniami” czyli polami), powrót do domu wieczorem, odrabianie zadań domowych, kolacja i sen.

Moja babcia mimo, że ukończyła kurs krawiecki nigdy nie podjęła pracy zarobkowej. Kiedy 26 kwietna 1969 roku moja babcia wyszła za mojego dziadka, niewiele zmienił jej się plan dnia: dalej pracowała na gospodarstwie do tego doszło wychowywanie dzieci.

Sprawy trochę się skomplikowały kiedy w 1988 roku zmarła jej  przybrana mama. Wtedy babcia musiała przejąć wszystkie jej obowiązki, to znaczy: pranie, gotowanie, sprzątanie i ogólnie prowadzenie domu.

Alojzy Klęczar z żoną Pelagią z d. Karwacką

Maria Klęczar z mężem Kazimierzem Kramarczykiem

Rusinowie

Mój prapradziadek (ze strony mamy) Franciszek Rusin (ur. 10 października 1870 roku, zm. 8 lipca 1948 roku) był dwa razy żonaty. Pierwszą żoną była Zofia Kolasa, z którą miał sześcioro dzieci: Jana Władysława, Rozalię Kazimierza, Emilię i Anielę. Drugą żoną dziadka była Helena z domu Rozner (ur. 18 kwietna 1897 roku, zm. 14 maja 1972 roku). Z tego małżeństwa urodziło się dziesięciorgo dzieci: Bronisław (mój pradziadek, ur. 31 sierpnia 1919 roku, zm. 21 maja 1998 roku), Edward, Franciszek, Stefan, Stefania, Maria, Karol oraz Andrzej, Alojzy, Rozalia, Bronisława. Pradziadek Bronisław wraz z rodzeństwem mieszkali i wychowywali się w Osieku na „Ulicy”(tak nazywała się część Osieka w czasach gdy w naszej miejscowości nie było ulic). Tutaj ukończyli również szkołę podstawową. W maju 1945 roku poznał Franciszkę Mrozik (ur. 10 lutego 1926 roku), z którą w listopadzie tego samego roku wziął ślub. Doczekali się oni dziewięciorga dzieci: pierwsze dziecko, dziewczynka, urodziło się martwe. Później urodzili się kolejno Stefan, Maria, Irena, Eugeniusz, Szczepan, Jan, Małgorzata, Stanisław.

„Brat mojego pradziadka- Stefan (ur. 1916 roku, zm. 7 maja 2001 roku)- w  lutym 1939 roku został powołany do służby wojskowej w 21 Pułku Artylerii Lekkiej- Konnej w Bielsku- Leszczynach. Został tam do wybuchu wojny. W  pierwszych trzech dniach wojny 21 Pułk Artylerii Lekkiej- Konnej w Bielsku- Leszczynach, w którym wujek był łącznikiem, stawiał opór armii niemieckiej w  południowych dzielnicach Bielska. Wróg okazał się silniejszy, pułk wycofywał się przez Kęty, Andrychów, Wadowice na Kraków, a dalej na Tarnów do Lasów Janowskich, tocząc po drodze liczne boje i potyczki. Do Lasów Janowskich dotarło niewiele ponad 1/3 pułku. Tu właśnie w okolicach Kolbuszowej wujek wybrał się na przedmieścia po chleb; po jego zdobyciu wracając do jednostki, trafił na pole ostrzału artylerii niemieckiej. Wybuch pocisku zasypał go i ogłuszył (do śmierci nie słyszał na jedno ucho), widział to Szczepan Jarosz z Polanki Wielkiej; sądził, że wujek nie żyje i przekazał tę wiadomość do Osieka. Ale, jak sam później mówił, Opatrzność nad nim czuwała. Po kilku godzinach wróciła przytomność, wygrzebał się z ziemi, ale jednostki, do której spieszył z chlebem, już nie było. Przedzierał się w pojedynkę na wschód, przez Lwów, Dubno do Kowla. Zastał tam dużą koncentrację wojska z różnych rozbitych jednostek. Było to już po 17 września; gdy do Polski wkroczyła Armia Sowiecka i został zawarty pakt Ribbentrop- Mołotow. Tam też dowiedział się o rozkazie rozwiązania jednostek wojskowych. Oficerowie radzili zdezorientowanym szeregowcom, aby przedzierać się na Węgry lub Litwę albo wracać do domów, nie czekać na Armię Czerwoną. Wujek z kilkoma kolegami postanowił wracać do domu do Osieka.

Maszerowali na zachód. Doszli do posterunków niemieckich. Obserwowali z daleka i widzieli, że Niemcy segregują przechodzących cywilów, oficerów i szeregowców, trzymając ich pod strażą. Po namyśle nie przeszli, ale wrócili pod Kowel, by już wieczorem dostać się do niewoli sowieckiej. Tak zaczął się prawie dwuipółletni pobyt w sowieckich obozach jenieckich. Pamiętajmy jednak, że Związek Radziecki nie podpisał Konwencji Genewskiej o ochronie i prawach jeńców wojennych, dlatego też obozy jenieckie w Rosji niczym się nie różniły od Łagrów. Po kilku dniach oddzielono oficerów i skierowano ich do obozów w Starobielsku i Katyniu. Pozostałych żołnierzy załadowano, a raczej wtłoczono do wagonów bydlęcych i bez jedzenia i picia przez pięć dni wieziono na wschód.

Wysadzono ich w Szepietówce. Kilku z kolegów, jak wspomina, nie przeżyło tej podróży. W Szepietówce był duży obóz przejściowy w starych carskich koszarach. Po nowym podziale jeńców, wujek Stefan został skierowany do transportu, który jedzie na środkowy Ural. Po 20 dniach wysadzili ich z wagonów, by dalej pieszo po 32 dniach dotrzeć do Zachodniej Syberii. Obóz to goła ziemia. Trzeba było zbudować baraki i ziemianki, a przecież był już listopad Zaczęła się walka o przetrwanie, walka z głodem, zimnem i insektami.

Życie w obozie to praca ponad siły, 12 godzin latem i 10 zimą. Jeńcy budowali drogi i rąbali lasy. Każda praca była znormowana, np. przy tłuczeniu kamieni norma 1 m3 dziennie. Za jej niewykonanie dostawało się gorsze wyżywienie. Normalne pożywienie to 350 gramów czarnego ,lepkiego chleba, zupa z buraków lub brukwi rano i to samo wieczorem. Trudo się zatem dziwić, że śmiertelność była bardzo duża. Jak ocenia wujek Stefan, w obozie, w którym był, zmarł co trzeci jeniec.

W tym obozie przebywał do początków 1942 roku. Oczywiście nie wiedział, bo skąd, że 30 lipca 1941 roku Rząd Polski w Londynie podpisał porozumienie ze Związkiem Radzieckim w sprawie utworzenia Armii Polskiej, a 31 grudnia 1941 roku generał Władysław Sikorski w odrębnym porozumieniu ustalił z Rządem ZSRR wielkość Armii i miejsce koncentracji. Wiadomości te do obozów jenieckich docierały ze znacznym opóźnieniem.

Wiosną 1942 roku z obozu, w którym przebywał, wyruszył pierwszy transport do Kazachstanu i Turkmenii na miejsce koncentracji Armii Polskiej w okolice Bazłuku, Tocka i Tatiszczewa. Ci, którzy tam dotarli żywi, byli szczęśliwi, było to przecież Wojsko Polskie, był to w końcu kres ich wędrówki, poniżenia i głodu.

Źle było z żywnością, ale jeszcze gorzej z uzbrojeniem. Strona sowiecka wyposażyła armię w działa po armii carskiej i karabiny jednostrzałowe.Pogorszyły się również stosunki z Rządem ZSRR. Armia zaczęła się przygotowywać do ewakuacji do Iranu. W tym celu ćwiczono wojsko w długich marszach z obciążeniem 36 kg. W  końcu generał Władysław Anders wyprowadził armię z Bazłuku do Krasnowodska, a dalej do portu Pahlewi w Persji.

Jak wspomina wujek Stefan, statkami, którymi ewakuowano Armię Polską, były stare tankowce przypominające cuchnącą trumnę, kołysały niemożliwie tak, że wielu kolegów wpadało do morza. W końcu wylądowali na gościnnej ziemi perskiej. Pierwszym wielkim wydarzeniem tego dnia były prawdziwe papierosy, potem prawdziwa kawa, czekolada, pootwierane sklepy z wszelkimi towarami. Było to olbrzymie przeżycie po latach nędzy i strachu. Potem łaźnia i nowe ubrania; wszystko przywiezione z Rosji zostało spalone.

Po paru tygodniach odpoczynku wujek Stefan, który był wtedy żołnierzem II Korpusu V Kresowej Dywizji Piechoty pod dowództwem legendarnego gen. Nikodema Sulika 6 Lwowskiego Pułku Artylerii Lekkiej, zmienił konia na jeepa, pozostając dalej łącznościowcem i wraz z korpusem został przeniesiony z Persji do Syrii, a  dalej do Palestyny i Egiptu do obozu wojskowego w okolicach Aleksandrii.

Na przełomie lat 1943/44 Polski II Korpus pod dowództwem gen. Andersa został przerzucony statkami do południowych Włoch i zaokrętowany w Taranto. Tam właśnie zaczął się włoski szlak bojowy wujka Stefana. Wiódł on przez Prate, Cerasuola pod Monte Cassino. Pod Monte Cassino 6. Lwowski PAL przybył 24 kwietnia 1944 roku wraz z całym Korpusem. Armia Polska luzuje Korpus Nowozelandzki, który prowadził bez powodzenia natarcie na wzgórze 575.

Samo wzniesienie Monte Cassino ma 516 m npm., na nim klasztor Benedyktynów z VII wieku, u podnóża małe miasteczko Cassino. Wzniesienie to jednak, wraz z okolicznymi wzniesieniami, 593 i 575 panuje nad starą drogą rzymską Via Casalina z Neapolu do Rzymu. Umocnienia zbudowane przez Niemców zamykały drogę do Rzymu i były nazywane linią Gustawa.Trzeba było jednak przejść do Rzymu, trzeba było przełamać linię Gustawa, trzeba było zdobyć Monte Cassino. V Kresowa Dywizja, a wraz z nią wujek Stefan, obsadzała wzniesienie 575 jako podstawę szturmu na klasztor. Zacięte walki trwały tydzień i zostały wspaniale opisane przez Melchiora Wańkowicza. W rozdziale o Wąwozie Saperów Poznańskich Wańkowicz wspomina wujka Stefana, przekręcając nazwisko Rusin na Rusik.

Wujek Stefan jeździł samochodem Jeep, dostarczał amunicję i zwoził rannych z wysuniętych posterunków. Cały transport odbywał się nocą bez świateł po krętych, wąskich dróżkach nad przepaściami. Jak wspomina, wiele samochodów się staczało. Niemcy, słysząc pracujące silniki, wystrzeliwali race oświetlające teren, a później prowadzili ostrzał. Co noc wiele samochodów nie wracało do bazy. Ale nadszedł dzień 18 maja 1944- zdobycie klasztoru. Zwycięstwo, radość i smutek, bo niektórzy pozostaną tu na zawsze.

1 czerwca 1944r. V Kresowa przesunęła się na północ, biorąc udział w walkach pod Anconą, Rimini i dalej na linii Gołów. W potyczce pod Piave Salutare wujek Stefan został ranny i leczył się w szpitalu w Anconie. Po wyzdrowieniu dołączył do swojej jednostki pod Bolonią i tam zakończył kampanię włoską. Został odznaczony Krzyżem Walecznych i Krzyżem Monte Cassino.

Maria Klęczar i ówczesny osiecki ksiądz.

Od lewej: Antoni, Franciszek, Jan Klęczar proboszcz

W maju 1945 roku II korpus Polski został ewakuowany z Włoch do Wielkiej Brytanii, do Szkocji. Znowu żołnierzy polskich ogarnęły rozterki; każdy chciałby jak najszybciej wrócić do swojej ojczyzny, do rodzinnej wsi, ale wieści dochodzące z  kraju powstrzymują wielu.

Tęsknota wzięła jednak górę. Wiosną 1947 roku wujek Stefan zdecydował się na powrót. Wrócił do Osieka 15 maja 1947 roku. A tu olbrzymia radość z powrotu tego, który nie żył. Tak zamyka się wojenna wędrówka wujka Stefana, człowieka, który nie tylko otarł się o historię, ale który ją tworzył.”*

Pod koniec 1947 roku ożenił się z Marią z domu Płonka. Miał z nią pięcioro dzieci: Antoniego, Emilię, Adama, Alicję i Mariana. Doczekali się również sześciorga wnucząt.

Po powrocie do kraju, w którym rządzili już komuniści, nie mógł znaleźć pracy. Dopiero po dwóch latach udało mu się dostać pracę w Zakładach Chemicznych w Oświęcimiu, gdzie pracował jako kierowca.Wujek miał na utrzymaniu pięcioro dzieci. Praca w zakładach i pięciohektarowe pole nie zapewniało rodzinie dobrych warunków życiowych. Panowała taka bieda, że wujek chcąc nakarmić swoje dzieci sprzedał swój mundur. Andersowska przeszłość nie ułatwiała wujkowi życia. Nie dość, że na początku nie mógł znaleźć pracy to jeszcze znajomi ze wsi żartowali sobie z niego i z bitwy pod Monte Cassino. Wujek nie należał do tych, którzy przymykali na to oko. Podczas jednej z zabaw, gdy zaczęto żartować i obrażać wujka i pozostałych andersowców, rozpędził wszystkich kończąc tym samym zabawę. Podobna sytuacja, tylko że   zaczęto śpiewać „Czerwone maki na Monte Cassino”, nie byłoby nic w tym złego, gdyby nie fakt, że były one śpiewane w komiczny sposób, specjalnie fałszowana. Wujek jak to usłyszał to powyrzucał tych, którzy żartowali z tej, jakże dla niego ważnej, pieśni. Takiego typu zachowań było znacznie więcej, a powodem tak agresywnego zachowania, były wspomnienia, które zostały w pamięci wujka do końca życia. Warto również wspomnieć, że ta tego typu akcje, wujek ani razu nie został aresztowany i nigdy nie poniósł żadnych konsekwencji.

Warto również wspomnieć, że wujek nienawidził komunistów i milicji, nie podobał mu się ustrój, ale nie mógł o tym mówić głośno. Wujek tak bardzo ubolewał nad tym, że nie może głośno wyrażać swoich poglądów, że, za namową kolegi, wstąpił do ZBOWiD-u w Katowicach; który wcześniej nazywał się POP-u (Podstawowej Organizacji Partyjnej).

Ciekawym faktem jest również to, że po powrocie do kraju wujek Stefan, nie był ani razu przesłuchiwany, czy więziony. Nie musiał się również ukrywać. Komuniści nie przejmowali się zbytnio, ponieważ siedział cicho i nie wchodził im w drogę.

Za wszystką swoją działalność wujek został odznaczony: Krzyżem Pamiątkowym Monte Cassino nr 21877, Krzyżem Walecznym, Medalem „Za udział w Wojnie Obronnej 1939”, Krzyżem Czynu Bojowego Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie.

Został również oznaczony brytyjskimi odznakami: War Medal 1939-45, The 1939-45 Star, Defence Medal, Italy Star.

Otrzymał również powojenne odznaki: Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski.

Wujek odszedł do Pana 7 maja 2001 roku, przeżywszy 85 lat.

MASZYNKA KTÓRĄ WUJEK STEFAN DOSTAŁ W SZKOCJI I ŁYŻKA KTÓRĄ WUJEK JADŁ OD OBLĘŻENIA MONTE CASSINO AŻ DO ŚMIERCI

Franciszka Rusin z d. Mrozik

Mój prapradziadek (ze strony mamy)  Karol Mrozik  (ur. 31 stycznia 1884 roku, zm. 31 lipca 1945 roku) 05 sierpnia 1908  roku poślubił Rozalię z domu Domasik (ur. 22 kwietnia 1889, zm.   stycznia 1939 roku). Doczekali się siedmiorga dzieci: trzech synów: Andrzeja, Antoniego i Jana oraz czterech córek: Franciszki (moja prababcia, ur. 10 lutego 1926 roku, zm.20 czerwca 2018 roku), Karoliny, Marii i Heleny.

Podczas I wojny światowej dziadek był wzięty do przymusowej pracy na Kresach Wschodnich. Do kraju wrócił po zakończeniu wojny w 1918 roku. Mieszkali w trzech izbach: w jednej mieszkała teściowa, w drugiej on z żoną i dziećmi, a w trzeciej mieściła się kuchnia. Rodzina utrzymywała się z gospodarstwa rolnego (obrabiali 4 morgi).

W styczniu 1939 roku zmarła jego żona- Rozalia. Został sam z siedmiorgiem dzieci. Po mimo iż było im ciężko, nie załamał się. Razem z synami pracował w polu, natomiast córki zajmowały się domem i gospodarstwem.

We wrześniu 1939 roku wybuchła ll wojna światowa. Rozpoczęła się okupacja niemiecka. Mieszkańcy Osieka niespecjalnie odczuli skutki wojny. Musieli tylko oddawać część swoich zbiorów na rzecz lll Rzeszy.

W 1944 roku moja prababcia Franciszka została wzięta do pracy w obozie KL Auschwitz. Pracowała tam jako opiekunka do dzieci u państwa Kϋller. Zajmowała się trojgiem dzieci. Była tam bardzo dobrze traktowana, nie bito jej, nie cierpiała również głodu. Co miesiąc dostawała wypłatę- 20 marek niemieckich, a co drugą niedzielę mogła odwiedzać rodzinę. Jak wspomina prababcia: „Byłam bardzo dobrze traktowana, wolno mi było przechodzić przez wszystkie bramy; w obozie chodziłam do kina. […] Nie widziałam jak byli traktowani więźniowie, czasem tylko widziałam jak więźniowie bili się między sobą i jak kapo ich rozganiał, ale nie bił ich […] rano kiedy więźniowie wychodzili do pracy i wieczór kiedy z niej wracali grała obozowa orkiestra. […] Pamiętam jeszcze smród z krematoriów, był to okropny zapach, drapał w gardło i utrudniał oddychanie. Osadzał się on na ziemi, taką grubą warstwą, wszystko było od niego brudne i śmierdzące […]”.

Babcia do Osieka wróciła w styczniu 1945 roku, a listopadzie, tego samego roku, wyszła za Bronisława Rusina i miała z nim dziewięcioro dzieci. Doczekali się dwudziestu dwóch wnuków, 36 prawnuków oraz jednej praprawnuczki.

Rodzina mojego Taty: Zięciakowie, Pędzikowie, Maziarzowie i Lisowscy.

 Mój tata pochodzi z Opola, jednak ród Zięciaków pochodzi z Wiechutek k/Sieradza. Jednak oprócz krwi Zięciaków w żyłach mojego taty płynie krew z rodów Pędzików, Maziarzów oraz Lisowskich.

Mój pradziadek Franciszek Zięciak (ur. 05 marca 1915 roku, zm. 04 stycznia 1973 roku) był najmłodszym z pięciorga dzieci Franciszka Zięciaka (ur. 02 sierpnia 1868 roku, zm. 15 czerwca 1955 roku) i Antoniny z domu Podsiadła (ur. 15 stycznia 1880 roku, zm. 23 sierpnia 1845 roku). Jego dziadkami byli- od strony mamy- Jan Podsiadła i Apolonia z domu Balcerzak oraz Józef Zięciak i Marianna z domu Korpa- od strony taty. Pradziadek miał czworo rodzeństwa: brata Józefa oraz trzy siostry: Helenę, Rozalię i Marię. Mieszkali oni we wsi Wiechutki koło Sieradza i utrzymywali się z gospodarstwa rolnego.

W 1947 roku, mój pradziadek, poślubił Antoninę Pędzik (ur. 08 września 1923 roku, zm. 28 sierpnia 1990 roku) z Dzigorzewa. Antonina była najmłodszym dzieckiem Stanisława Pędzika (ur. 1861 roku, zm. 1945 roku) i Antoniny z domu Świniarskiej (ur. 26 maja 1882 roku, zm. 21 maja 1953 roku). Prababcia miała pięcioro rodzeństwa: trzech braci- Szczepana, Ignacego (ur. 14 grudnia 1911 roku, zamordowany w KL Auschwitz 21 marca 1943 roku)i Stanisława oraz dwie siostry- Rozalię i Marię. Po ślubie zamieszkali w dwu-izbowym  domu rodzinnym prababci, w Dzigorzewie. Mieli niewielkie gospodarstwo, z którego się utrzymywali. Dodatkowa pradziadek pracował w masarni w Sieradzu. Doczekali się pięciorga dzieci: Jana (ur. 17 kwietnia 1948 roku), Walentyny (ur. 12 września 1951 roku), Wandy (ur. 31 marca 1955 roku), Piotra (ur. 12 września 1957 roku) oraz Marii (ur. 12 lutego 1960 roku).

Mój dziadek- Jan Zięciak urodził się 17 kwietnia 1948 roku w Dzigorzewie, malutkiej wsi koło Sieradza. Jest najstarszym, z pięciorga dzieci Franciszka Zięciaka i Antoniny z domu Pędzik. Wychowywał się wraz z rodzeństwem w Dzigorzewie. Do szkoły podstawowej uczęszczał najpierw w Dzigorzewie (klasy 1-4), a następnie do Szkoły Podstawowej nr 1 im. Władysława Reymonta w Sieradzu. Po ukończeniu podstawówki dziadek rozpoczął naukę w Mechanicznej Szkole Zawodowej- klasa elektryczna, w Sieradzu, którą skończył 1965 roku. Po zakończeniu nauki w zawodówce, w 1967 roku, dziadek zdał do Podoficerskiej Szkoły Wojskowej w Legnicy.

Po zakończonej edukacji rozpoczął służbę w Ludowym Wojsku Polskim, a dokładnie jako żołnierz techniczny, oznacza to, że był odpowiedzialny za transport: pożywienia, wody, amunicji itd.

Jako żołnierz dziadek został wysłany na pokojowe misje wojsk ONZ. Pierwszy raz wyjechał do Egiptu- od czerwca do listopada 1979 roku. Za drugim razem dziadek został wysłany do Syrii- od czerwca do grudnia 1982 roku. Ostatnia misja, którą odbył dziadek była misja w Kambodży- od maja 1992 roku do listopada 1993 roku.

Oprócz służby na misjach dziadek służył w Polsce, w różnych jednostkach. Pierwszą jednostką była Legnica następnie Skierniewice, Strzegom, Opole i Sieradz. W 1997 roku dziadek odszedł do cywila.

 

6 grudnia 1969 roku dziadek Jan poślubił moją babcię Annę z domu Maziarz (ur. 21 czerwca 1949 roku).Doczekali się trójki dzieci: Emila, Marka i Katarzyny, oraz ośmiorga wnucząt: Diany, Dominki, Julii, Kacpra, Antoniego, Karola, Marcina i Wojciecha.

Moja babcia Anna jest trzecim dzieckiem Bartłomieja Maziarza (ur. 1922 roku, zm. 27 grudnia 1981 roku) i Aleksandry z domu Lisowskiej (ur. 1919 roku, zm. 1951 roku).

Mój pradziadek Bartłomiej, był synem Klemensa Maziarza i Marii z domu Gryki. Miał pięcioro rodzeństwa: cztery siostry- Marię, Bronisławę, Emilię i Stefanię, oraz brata Michała. Wychowywali się w województwie rzeszowskim, a dokładnie we wsi Kamień.

Po wybuchu ll wojny światowej cała rodzina została wywieziona na roboty do Niemiec, a dokładnie do Dachau. Tam pradziadek pracował aż do 1944 roku.
W tymże roku dziadek jechał wozem zaprzęgniętym w woły, nagle, nie wiadomo skąd, niemieckie dziecko wbiegło pod woły i zginęło na miejscu. Pradziadek został schwytany przez gestapo. Na przesłuchaniach przyznał się do winy i został skierowany do Konzentrationslager Dachau. Z obozu został wyzwolony 29 kwietnia 1945 roku.

Podczas pracy w Dachau pradziadek Bartłomiej poznał piękną dziewczynę- Aleksandrę- białoruską szlachciankę z roku Lisowskich. Pochodziła ona z miejscowości Baranowicze koło Mińska. Po wyzwoleniu wrócili do Polski i wzięli ślub
w 1945 roku, w rodzinnej wsi pradziadka. Po ślubie przeprowadzili się do wsi Bolkowice koło Strzegomia, gdzie pradziadek prowadził gospodarstwo. Jeszcze w 1945 roku doczekali się swojego pierwszego dziecka- córki Władysławy; rok po Władysławie na świat przyszła Zenobia, dwa lata później pojawiła się moja babcia- Anna, a po dwóch kolejnych latach, jedyny syn- Franciszek. Niestety prababcia nie nacieszyła się dziećmi, zachorowała na zapalenie opon mózgowych w wyniku czego zmarła. Jej najmłodsze dziecko miało wówczas 5 miesięcy.

Rok po śmierci żony pradziadek ożenił się powtórnie- z Marią z domu Kroczak (zm. 15 listopada 2000 roku). Z tego małżeństwa nie miał żadnych dzieci.  Kilka lat po ślubie z Marią dziadek sprzedał gospodarkę do PGR-u i wraz z rodziną przeprowadził się do Strzegomia.

Moja babcia Anna skończyła podstawówkę w Gniewkowie,  a następnie uczyła się w strzegomskiej zawodówce za kaletnika. Po skończeniu zawodówki najpierw pracowała w Strzegomiu w kamieniołomie na suwnicy. Tak babcia pracowała aż do ślubu z moim dziadkiem. Po ślubie babcia zajęła się wychowywaniem dzieci. Kiedy w 1977 roku przeprowadziła się razem z mężem i dziećmi do Opola, zaczęła pracować w swoim zawodzie szyjąc  buty, a następnie pracowała we włoskiej firmie, gdzie szyła wyroby ze skóry.

w pierwszym rzędzie od lewej: Maria Zięciak, Piotr Zięciak w drugim rzędzie od lewej: pradziadek Franciszek Zięciak, Maria Kwiatkowska, Walentyna Zię-ciak, Wanda Zięciak, prababcia Antonina Zięciak z d. Pędzik

Mój dziadek- Jan Zięciak- podczas jednej z misji ONZ

Dziadek Jan Zięciak w czasach szkolnych (stoi w trzecim rzędzie, szósty od lewej)

Bibliografia:

1. Artykuł z okazji zjazdu rodzinnego: Adam Hałatek, „Echa Osieka- Pierwszy zjazd rodziny Klęczarów”; 2012 rok;
2.Zarys dziejów Osieka: Adam Hałatek, „Osiek zarys dziejów”; 2004 rok;
3.”Echa Osieka” nr 3 w 50 rocznicę bitwy o Monte Cassino, Adam Hałatek; 1994 rok;
4.Relacja ustna Andrzeja Żmudy, mojego dziadka ze strony mamy;
5.Relacja ustna Ireny Żmudy, mojej babci ze strony mamy;
6.Relacja ustna Antoniego Rusina- syna Stefana;
7.Relacja ustna Franciszki Rusin- mojej prababci;
8.Relacja ustna Marii Kawczak- siostry pradziadka Bronisława;
9. Relacja ustna Walentyny Mikołajczyk- siostry dziadka Jana;
10.Relacja ustna Jana Zięciaka- mojego dziadka ze strony taty;
11.Relacja ustna Anny Zięciak- mojej babci ze strony taty.