Opowieść o rodzinach Dylików, Pomietlarzy, Bromowiczów i Neisserów z Oświęcimia

Opowieści rodzinne mieszkańców

CZARNA WALIZKA

Część I

Historię można opowiadać na wiele sposobów

Na przykład starymi, pożółkłymi kartkami pocztowymi i znajdującymi się̨ na nich, nie zawsze w dobrym stanie, znaczkami. Przynosili je listonosze pod numery 8-12 przy ul. Głębokiej przez dziesiątki lat. Adres się nie zmieniał, ale zmieniały się znaczki, na nich wizerunek, a każdy z nich symbolizował inną epokę..

Cesarstwo austriacko-węgierskie reprezentował jego ostatni cesarz, Franz Joseph – jak to pamiętam z rodzinnych opowieści, marnego słowa o nim nie usłyszałem.

Gdy Rzeczpospolita odzyskała w 1918 r. niepodległość, najważniejszą personą był Marszałek Józef Piłsudski, którego wspominano z atencją (no, może za wyjątkiem ojca, przedwojennego pepeesiaka).
Czas okupacji hitlerowskiej reprezentował jej główny sprawca – znaczki z podobizną furhera III Rzeszy Adolfa Hitlera wzbudzały grozę nie tylko u tych, co okupację przeżyli, ale i u mnie, urodzonego po wojnie, dźwigającego po przodkach traumę tamtego czasu.
Niestety, gdy koniec wojny wzbudził nadzieję wolności, ukazujące się w Polsce Ludowej znaczki z podobizną prezydenta Bolesława Bieruta, przypominały, że nastały ponure czasy stalinizmu.Z Bierutem „zawitali” Feliks Dzierżyński, Plan 6-letni, Nowa Huta, elektryfikacja kraju…

Stare, pożółkłe kartki pocztowe i w nie najlepszym stanie znaczki znalazłem w czarnej walizce. Stanowiły tylko część skarbów tam przechowywanych. Oprócz nich było tam jeszcze wiele innych dokumentów, które złożyły się na opowieść o nieistniejącej ulicy Głębokiej (od przełomu lat 50. i 60. przemianowanej na ulicę Łukasza Górnickiego)…

Była jedną z niewielu rzeczy z ul. Głębokiej 8-12, które ocalały po przejściu dwóch totalitaryzmów – hitlerowskiego i stalinowskiego. Jeszcze ocalały: drewniana skrzynia kowala z roku 1872 , zepsuty zegar i lustro z rzeźbioną ramą podziurawioną przez korniki sprzed I wojny światowej, rozkładany stół jadalny
z międzywojnia ze zwichrowanym blatem,
z tego samego okresu książki, w tym kilka dziewiętnastowiecznych… Ale czarna walizka była z nich najcenniejsza – nie sama, ale jej zawartość.

Należała do mojej matki. Przechowywała w niej pocztówki, listy, fotografie, urzędowe dokumenty, które przez blisko sto lat wędrowały między miastami południowej Polski: Oświęcimiem, Krakowem, Zabrzem, Bielskiem- Białą, aby na koniec powrócić do Oświęcimia. Archiwalia te łączyło jedno miejsce – domy z ogrodem przy ulicy Głębokiej 8-12. Dzisiaj, od blisko pół wieku nie istnieje ani jeden z domów z numerami 8-12, ani otaczający je ogród, ani ulica Głęboka.

To, co tu przedstawiam, to próba opisania tego nieistniejącego już miejsca, a mogłem ją podjąć dzięki temu, co znalazłem w czarnej walizce. Zaczęło się od widokówek, które matka (ur. w 1909 r.) zbierała jako mała dziewczynka. Ten nawyk został jej jako pannie, przetrwał też w małżeństwie. Kiedy przeszła na emeryturę, zaczęła zbiory powiększać o korespondencję swoją i bliskich, o dokumenty i fotografie rodzinne.

Na początku przechowywała swoją niewielką jeszcze kolekcję w tekturowym pudełku. W czasie okupacji niemieckiej do pudełka dobrały się myszy, stąd niektóre listy nosiły ślady ich odwiedzin.

Po wojnie, jako małe dziecko pamiętam, że swoje skarby trzymała w płóciennym worku, który był pamiątką po jej matce. Ale któregoś dnia, będąc już licealistą, usłyszałem z sypialni rodziców głos ojca:

– Przecież mole ci to zjedzą!

No, i miał rację, do skarbów w worku, dobrał się mól. Dlatego pewnego dnia ojciec sprezentował matce walizkę.

Archiwalne pocztówki

Była to walizka, którą przywiózł w końcu lat 60. zza żelaznej kurtyny (w ramach delegacji służbowej), dlatego biła na głowę wszystkie inne walizki, jakie używano w siermiężnym PRL. Ta walizka, nie dość, że była zagraniczna, austriacka, co oczywiście miało istotne znaczenie – to spełniala kobiece pragnienie bycia ładniejszą od innych walizek: przede wszystkim była niezwykle elegancka – czarna, polakierowana, z połyskiem i z etykietką„modern design”! Dlatego nie ma co się dziwić, że matka szybko udobruchała się po utracie worka-pamiątki.

Już całkiem na starość matka przechowywała czarny skarb pod łóżkiem, a ilekroć go widziałem, miałem przeczucie, że oprócz znanych mi
historii rodzinnych, opowiadanych przez dziesiątki lat, musi skrywać i te mniej znane. A przynajmniej spodziewałem się znaleźć tam wiele dopowiedzeń do tego, co w opowieściach zostało niedopowiedziane.
Otwarcie walizki mogło nastąpić dopiero po śmierci matki – nigdy wcześniej. To była jej walizka i jej skarby. Niektóre bardzo osobiste, jak listy miłosne narzeczonego, potem męża (a były one cennym materiałem dla opisania tamtych czasów – poprzez sposób wyrażania uczuć, emocji, marzeń i całkiem codziennych spraw – przekazywały obraz nieistniejącego już świata). Kiedy przyszedł dzień, gdy jej właścicielka pożegnała ten padół łez (a dożyła ponad stu lat), jako spadkobierca, mogłem zajrzeć w jej skarby. Ze środka zaczęły wysypywać się rodzinne historie, które były też mikrohistoriami samego miasta.

Ulica Głęboka, jak zapamiętałem, była zapyziałą, w żadnym wypadku mogącą wzbudzić zainteresowanie przyjezdnego ulicą – stanowiła część miasta, o którym w pewnym momencie usłyszał cały świat – choć była to zła sława. Cień Konzentrationlager Auschwitz padł też i na Głęboką 8-12.

Losy lokatorów spod numerów 8-12 odzwierciedlały nie tylko to, w jakiej kondycji były rodziny Pomietlarzów, Bromowiczów, Dylików, zamieszkujące Głęboką 8-12, ale też opowiadały o ich krewnych, znajomych, sąsiadach – obywatelach Oświęcimia.

Ulica Głęboka

Mapa narysowana ręcznie

Mapka ul. Głębokiej z 1938 r. narysowana przez ojca

Nie znalazłem informacji, kiedy została tak nazwana. Za to dlaczego, nietrudno było zgadnąć, gdy się na niej znalazło. Swój początek miała
na skrzyżowaniu dwóch ważnych ulic miasta, będąc przedłużeniem jednej z nich. Biegła w dół do rzeki Soły, między dwoma wzniesieniami, na których zbudowano domy. I dzisiaj, gdy stanąć na ulicy Wysokiej, to o ulicy biegnącej poniżej, można powiedzieć, że jest głęboka. Dzisiaj ta wciąż głęboka ulica nosi nazwę Łukasza Górnickiego. Patrząc na dziewiętnastowieczny plan Oświęcimia, ze zdziwieniem odnalazłem ulicę Głęboką – a zdziwienie wzięło się stąd, że na mapie były wymienione tylko nazwy ważniejszych ulic. Ulicą Głęboką była więc w XIX w. , a na pewno od 1871 r., gdy na posiedzeniu rady miejskiej, na wniosek burmistrza Oświęcimia „przeistoczono napisy ulic z niemieckich na polskie” – był to wynik uzyskania przez Galicję autonomii w 1866
r. Jak się nazywała po III rozbiorze, co wiązało
się z wprowadzeniem języka niemieckiego, jako urzędowego, nie zdołałem sprawdzić. Podczas I wojny światowej też była Głęboką. W odrodzonej II RP utrzymano nazwę. Dopiero podczas okupacji, kiedy hitlerowcy z Oświęcimia uczynili Auschwitz, nazwali Głęboką – Teichstrasse. Dlaczego nazwali ją Stawową, skoro prowadziła do rzeki, a stawy były w innej części miasta?
Po wojnie natychmiast przywrócono nazwę Głębokiej i taki stan rzeczy trwał do końca lat 50. Wtedy dopiero nazwano ją imieniem urodzonego w Oświęcimiu sekretarza króla Zygmunta Augusta – Łukasza Górnickiego. I tak jest do dzisiaj.

Na planie, który ojciec sporządził w 1938 r.
w celach dokumentacyjnych potrzebnych do budowy domu, widać ten fragment Oświęcimia, gdzie biegła ul. Głęboka. I z jakimi ulicami się łączyła (dzisiaj mają pozmieniane nazwy). Co ciekawe, choć w 1934 r. ulicę Chrzanowską przemianowano na ul. Józefa Mayzla (zasłużonego burmistrza miasta), na planie narysowanym przez ojca w 1938 r. dalej widnieje stara nazwa. Dlaczego? A dlaczego zaraz po wojnie nie nazywała się Mayzla, tylko Chrzanowska? W czasie okupacji Niemcy nazwali ja Schulstrasse.

W PRL Chrzanowską przemianowano na ulicę Janka Krasickiego, bojowca PPR i członka Komsomołu. Ale jak pamiętam, starzy oświęcimianie dalej na nią mówili Chrzanowska. Gdy nastała III Rzeczpospolita, sprytnie zmieniono imię Krasickiego i stała się ulicą biskupa Ignacego, oświeceniowego poety, bajkopisarza, satyryka. Urodzeni po 1989 r.
mogą nie wiedzieć, że dawno temu tą drogą jeżdżono do Chrzanowa – dzisiaj dla nich to tylko „Krasickiego”. Trzeba mieć nadzieję, że wiedzą którego…

Idąc Głęboką w kierunku Placu Kościuszki za ogrodzeniem dziadków Bromowiczów była własność Piechowiczów – to działki l. kat. 130, 78, 131. Dopiero za nimi był sztibł Schönkera, który Polacy nazywali bożnicą, a który w 1941 r. zburzyli hitlerowcy. Dzisiejsze osiedle „na Fika” nie stoi na miejscu dawnego ogrodu Schönkera, jak to jest napisane w przewodniku o żydowskiej historii Oświęcimia „Oszpicin” . Cytuję: „Skręcając w obecną ulicę Górnickiego – przedwojenną Głęboką – idąc w kierunku ulicy Solnej, po prawej

stronie (obecnie bloki mieszkalne przy ulicy Fika), istniało miejsce znane jako Ogród Schönkera. Znajdował się tam m.in. bejt midrasz założony przez Chaima Schönkera
(ok. 1810-1886), zwany powszechnie w Oświęcimiu jako sztibł Schönkera. W roku 1927 bożnica ta posiadała adres Głęboka 460 i należała do Wolfa Landaua, zięcia Chaima”. Patrząc na XIX-wieczny plan Oświęcimia dokładnie widać, gdzie był położony ogród dziadków i sztibł Schönkera.

Po II wojnie usytuowano tam Zakłady Zieleni Miejskiej. A między ulicą Głęboką o Zakładami Zieleni Miejskiej, Poczta Polska w latach 60. XX w. postawiła budynek.
w którym mieściła się centrala telefoniczna. PRL więc przejęło tereny należące do Piechowiczów, jak i do Schönkerów. Jedni i drudzy wyjechali z Oświęcimia do USA, a komuniści zagarnęli ich własność.

Według mapki z 1938 r. Głęboka dochodziła do ul. Piłsudskiego, dzisiejszej ul. Dąbrowskiego (czasie okupacji Niemcy nazwali ją Krakauerstrasse). Plac Kościuszki dzisiaj też jest Placem Kościuszki, ale „za Niemca” nosił nazwę Grosser Ring. Któremu z placów nadano niepiękną nazwę: Adolf HitlerPlatz nie wiem – na planie miasta z czasów okupacji nie widnieje taka nazwa, choć na pewno była – jest na opakowaniu drogeryjnym kupionym podczas okupacji. Na tym samym planie nie ma też nazwy ulicy Wysokiej, na której w czasie wakacji, gdy byłem dzieckiem, spędziłem sporo czasu, bawiąc

się z dziećmi Polaków, którzy po wojnie zajęli żydowskie kamienice – czego przez długie lata nie byłem świadomy. Przedłużeniem Głębokiej za skrzyżowaniem była ulica Sienkiewicza, której nazwy nie zmieniono do dzisiaj – Niemcy nazwali ją Gluckaufstrasse. Tyle dowiedziałem się z planu narysowanego przez ojca w 1938 r., z planów miasta z XIX w. i z czasów okupacji.

Archiwalne zdjęcie

Oba zdjęcia zrobił Artur Bromowicz, kuzyn matki. Fot. po prawej pochodzi z 1913 r. Stoją od prawej: Edmund Bromowicz, NN, żona Artura. Siedzą: Marianna Bromowicz, Maria Bromowicz, Lidia Bromowicz

Zdjęcie powyżej, na którym Maniusia Bromowicz (moja matka) siedzi z bernardynem Lordem
w ogrodzie na Głębokiej z lata 1915 r., już po przenosinach z Krakowa do Oświęcimia.

Ogród przy Głębokiej 8-12

Według mapki narysowanej w 1938 r. przez ojca na parcelach l. kat. 134, 135, 137, 79 mieścił się ogród dziadków Bromowiczów. Dziadek Bromowicz po I wojnie światowej dokupił działkę l. kat. 135. Czy za własne pieniądze, czy za prababci Anastazji tego nie wiem? Matka opowiadała, że w ten sposób lokował oszczędności. Jak mantrę powtarzała: „Pamiętaj, oszczędności trzeba lokować albo w złocie, albo w ziemi.” To wciąż obowiązujące myślenie Polaków – spadek po czasach zaborów, kryzysów w II RP, okupacji i PRL.

Kiedy pradziadowie zamieszkali na Głębokiej? Na pewno od XIX w. działki l. kat. 79, 134, 137 były już własnością pradziadków Feliksa i Anastazji Pomietlarzy. Tutaj urodziła się moja babcia Marianna, jej siostra Hela, która wyszła za mąż za Karola Giżyckiego, tutaj też urodził się ich syn Józef, który od ojca przejął interes kominiarski i jako przełożony cechu wybudował dom na ul. Chrzanowskiej. Gdy z końcem XIX
w. z Krakowa do Oświęcimia w poszukiwaniu żony przyjechał urzędnik cesarskich kolei państwowych Edmund Bromowicz, zawitał

Zdjęcie archiwalne
Zdjęcia archiwalne

Rewers zdjęcia z poprzedniej rozkładówki.
Było jako pocztówka wysłane do stryjostwa z dedykacją, która wzbudziła moje zaciekawienie – co mógł mieć na myśli pisząc: „Na pamiątkę dobrych i złych czasów”?

na Głęboką. Obiektem jego konkurów stała się Marianna, najmłodsza latorośl pradziadków. Prababcia Anastazja nie zastanawiała sie ani chwili, choć Mariannie serce biło dla innego. Ślubowali sobie w 1891 r. Do 1904 r. mieszkali u prababci przy Głębokiej, potem przenieśli się do Krakowa. Na czas urodzin mojej matki w 1909 r. babcia zjechała do Oświęcimia, bo był taki zwyczaj, że córki rodziły w domu rodzinnym.

Po porodzie wrócili znowu do Krakowa, wpierw
na Nowowiejską, później na Wolską, bo dziadek Bromowicz był pracownikem Österreichische Staatsbahnen w Krakowie. Mieszkali tam do I wojny światowej.

Jesienią1914 roku , gdy Kraków stał się twierdzą austriacką i głód zaczął zaglądać w oczy mieszkańcom miasta, ewakuowali się do teściów do Oświęcimia na ul. Głęboką, gdzie była krowa, kury, warzywa – prawdziwe gospodarstwo wiejskie. Było czym nakarmić rodzinę.

Po wojnie Bromowiczowie już nie wrócili do Krakowa. Zostali przy Głębokiej. Wkrótce dziadek Bromowicz przeszedł na emeryturę i rozpoczął gospodarowanie. Posadził sad, zaczął też uprawiać kukurydzę. Oczywiście krowę i kury prababcia Anastazja hodowała nadal. Jeżeli popatrzeć na zdjęcia z czasów sprzed I wojny widać wyraźnie, jak mizerny w drzewa był ogród przy Głębokiej. Sadem stał się podczas emerytury dziadka. Po II wojnie, pamiętam go jako największy ogród w okolicy,
z którego owoców oprócz właścicieli i rodziny, korzystali okoliczni złodziejaszkowie.

Zanim urósł sad

Nie wiem czy wszystkie działki przy ul. Głębokiej pradziadkowie Anastazja i Feliks Pomietlarze
kupili po swoim ślubie, czy dostali je w spadku, ewentualnie jako prezent ślubny, od Carla
Neissera (Neuser) i Katarzyny Mikowicz – rodziców Anastazji. Ślub pradziadkowie zawarli w 1869 r., więc należałoby sprawdzić w księgach wieczystych do kogo przed 1869 r. należała ta ziemia. Na

pewno jedną z działek kupili w 1890 r., ponieważ zachowało się wezwanie płatnicze z tego roku na kwotę 1400 złr.
Wspólną fotografię pradziadkowie zrobili po ślubie, w latach 70. XIX w. Nic w tym portrecie nie byłoby szczególnego, gdyby nie ich nazwisko na rewersie napisane cyrylicą. Dlaczego po rosyjsku? Kraków i Oświęcim leżały w Galicji, a Galicja była austriacka, nie rosyjska…

Archiwalne zdjęcia
Zdjęcia archiwalne

O dacie ślubu pradziadków Pomietlarzy dowiedziałem
się z dokumentów, które znalazłem w czarnej walizce. Wydobył je z ksiąg parafialnych ks. Tadeusz Giżycki, kuzyn mojej matki. A zrobił to podczas okupacji niemieckiej, gdy był wikarym w oświęcimskiej parafii. Prawdopodobnie niepewność co do przyszłości, jaka panowała w 1941 r. była tak wielka, że ksiądz Giżycki postanowił na wszelki wypadek zdokumentować przeszłość rodzinną…

Zdjęcia archiwalne
Zdjęcia archiwalne

Nakaz płatniczy z 9 grudnia 1890 r. jako dowód nabycia działki przy Głębokiej.

Komisarz Carl

Prapradziadek Carl Neisser był kominiarzem oświęcimskiej gminy. Jan Ptaszkowski w książce „Opowieści spod zamkowej góry” pisze: „»26 września 1876 r. Karol Neiser, kominiarz tutejszej gminy, rezygnując ze swych obowiązków

z powodu podeszłego wieku, prosił miejscowe władzę, aby przyjęto na zwolnione miejsce jego zięcia Feliksa Pomietlarza, jako do tego zawodu zupełnie uzdolnionego i na tę zarobkowość koncesję posiadającego«. Prośbę uwzględniono, nowego mistrza sztuki kominiarskiej przyjęto do związku gminy. W ten sposób tradycja profesji pozostała w rodzinie. Podtrzymywał ją później syn Feliksa Józef, który doszedł do godności

przełożonego cechu. Wybudował siedzibę rodu przy ulicy Chrzanowskiej.”
Skąd i kiedy przybył do Oświęcimia Carl Neisser? W jego metryce można wyczytać, że przyszedł na świat w 1807 r. w Wieliczce. Jego córka Anastazja urodziła się czterdzieści lat później

w Saybusch czyli Żywcu. Przekazy rodzinne mówiy, że Neisserowie pochodzili z Grazu – być może tam urodził się jego ojciec Anton, mój praprapradziadek.
Natomiast co do rodziny Pomietlarzów, z metryk wynika, że wywodzą się ze Stawów, wówczas wsi podoświęcimskiej. Urodzili się tam pradziadek Feliks, prapradziadek Walenty i prawdopodobnie praprapradziadek Adalbert.

Zdjęcia archiwalne